Krawców Wierch (ok. 1075 m n.p.m.) to szczyt w Beskidzie Żywieckim, w grupie Pilska, znajdujący się na granicy polsko-słowackiej, pomiędzy mało znanymi szczytami Jaworzyna i Gruba Buczyna. Celem naszej wycieczki, jednak nie było tak naprawdę te mało wybitne i zalesione wzniesienie, lecz położona kilkaset metrów niżej (1038 m n.p.m.) Bacówka PTTK na Krawcowym Wierchu, usytuowana na rozległej polanie - Hali Krawcula, w Żywieckim Parku Krajobrazowym.
Wybór na cel wycieczki nie padł przypadkowo. Szukaliśmy "psiolubnego", klimatycznego miejsca na nocleg, z dala od głównych szlaków turystycznych i rzeszy turystów. Pozostawiając samochód na bezpłatnym parkingu, pod samym Urzędem Gminy w Ujsołach, ruszyliśmy asfaltową drogą w kierunku osady Glinka, skąd rozpoczyna się najbardziej widokowy, żółty szlak do schroniska pod szczytem Krawcowego Wierchu. Po około 40 minutach marszu, z ciężkimi tobołami na plecach, dotarliśmy do przystanku autobusowego Glinka-Szkoła. Odtąd (początek znaków) droga zaczęła piąć się mocno pod górę, prowadząc, przez malownicze osiedle Kubieszówka, stopniowo znikając wśród drzew. Betonową nawierzchnię, pokrytą mokrym śniegiem po niespełna godzinie zastąpiła leśna ścieżka. Od początku trasy, aż do samej bacówki mieliśmy także okazję mijać stacje drogi krzyżowej. Raz po raz, pomiędzy przerzedzonymi drzewami, pojawiały się malownicze widoki na Małą Fatrę z Wielkim Rozsutecem na czele, Góry Choczańskie i majaczącą w oddali grań Tatr. Im wyżej, tym krajobraz stawał się coraz bardziej zimowy, mimo, że w Ujsołach temperatura sięgała 6 stopni powyżej zera. Po niespełna 4 godzinach drogi dotarliśmy do schroniska. W letnich warunkach czas przejścia od przystanku Glinka-Szkoła, to ok. 2,15 h, ale jak widać zimą, czas ten może się znaczenie wydłużyć. Tym bardziej że robiliśmy częste postoje ze względu na dziecko, fotografowanie i podziwianie górskich pejzaży.
Bacówka PTTK na Krawcowym Wierchu została oddana do użytku pod koniec 1976 roku i jeszcze całkiem niedawno pozbawiona była dostępu do energii elektrycznej. Można śmiało powiedzieć, że to jedno z nielicznych, pozostałych schronisk turystycznych "w starym stylu", nastawionych na "prawdziwych turystów", pozbawione większych udogodnień. Pięknie położony, drewniany budynek na pewno nie jest pozbawiony uroku i osobliwego klimatu. Zmęczenie długą wędrówką i nieco spartańskie warunki, wynagrodziły nam trzaski strzelającego drewna w kominku i dźwięki gitary, poprzedzone beskidzkimi opowieściami o wilkach i niedźwiedziach. Skromne, schroniskowe menu, zaledwie kilka zup do wyboru (pomidorowa, ogórkowa, żurek), fasolka szefa kuchni, a na śniadanie jajecznica lub płatki z mlekiem, było prawdziwą, górską szkołą dla naszego 4,5-letniego syna. Niezłomnie pokonał on jednak na własnych nogach całą trasę tam i z powrotem, a nocleg z dala od cywilizacji będzie dla niego niezapomnianą przygodą. Żeby jednak nie było tak kolorowo, niestety poziom czystości w bacówce pozostawiał wiele do życzenia, podobnie jak bardzo wysokie ceny posiłków i napojów. Pozostał więc lekki niedosyt i poczucie zmarnowanego potencjału tego wspaniałego miejsca, pomimo miłej i sympatycznej obsługi. W schronisku spaliśmy 2 noce i przez cały czas towarzyszyła nam wspaniała, słoneczna pogoda. Z wyjazdem wstrzeliliśmy się więc znakomicie. Hala Krawcula oferuje bogatą gamę widokowych szlaków o długości 160 km (!), my jednak na drugi dzień zdecydowaliśmy się na relaks w otoczeniu bacówki. Oddalając się ok. 15 min od schroniska, żółtym szlakiem w kierunku Trzech Kopców, odkryliśmy na leśnym zboczu cudowne miejsce widokowe na Tatry, usytuowane dosłownie przy samych słupkach granicznych. Widok był naprawdę zachwycający.
Powrót zaplanowaliśmy innym, niebieskim szlakiem prowadzącym do miejscowości Złatna. Stamtąd w niecałe 3 km zamierzaliśmy wrócić do pozostawionego w Ujsołach samochodu. Szlak okazał się być poprowadzony bardzo stromym zboczem i aż strach pomyśleć, gdybyśmy musieli nim wchodzić pod górę. Niestety przez cały czas szliśmy lasem, więc pozbawiony był jakichkolwiek widoków. Co nóż napotykaliśmy natomiast na tropy dzikich zwierząt pozostawione na śniegu, czy charakterystyczne odchody drapieżników z widoczną obecnością sierści. Mniej więcej w połowie drogi, szlak stał się łagodniejszy i spokojnie biegł wzdłuż strumienia, szeroką, leśną drogą, pośród ścinki drewna. Zejście niebieskimi znakami do Złatnej zajęło ok. 2 godzin. W samej wiosce naszą uwagę zwróciła drewniana kapliczka pw. Św. Michała Archanioła, a także XIX-wieczna leśniczówka habsburskiego zarządu lasów. Być może w przyszłości całą "eskapadę" powtórzymy jesienią lub latem. Trasa naprawdę jest tego warta i na pewno polecimy ją wędrującym z psami. Przystępna jest także dla najmłodszych, choć trzeba mieć na uwadze spory dystans do pokonania.
*** Jeśli systematycznie śledzicie naszego bloga, z pewnością nie mogło umknąć Waszej uwadze, że na zdjęciach z ostatniego wyjazdu brakuje naszego kochanego dobermana Hadesa. Niestety odszedł od nas w wieku 7 lat, w lipcu 2022 r. z powodu nowotworu wątroby. Nowy "nabytek", który uzupełnił naszą ekipę i lek na całe zło, to ok. 3-letni Buran, pies w typie Siberian Husky, adoptowany ze schroniska dla bezdomnych zwierząt w Miedarach (woj. śląskie). Buran błąkał się po polach i łąkach. Wychudzony i wyczerpany został schwytany przez hycla, skąd trafił do gminnej przechowalni dla psów, a następnie do wspomnianego schroniska. Jego wcześniejszy los nie jest znany, prawdopodobnie był jednak trzymany na łańcuchu, o czym świadczyły uszkodzenia płytki nazębnej. Od niespełna 8 miesięcy ma już swój dom, stał się pełnoprawnym członkiem naszej rodziny i chcemy dać mu dużo miłości i serca.
Aleksandra Włodarczyk Zumba
Wspaniałe miejsce na spacery! Kazdy lubi inny rodzaj aktywności, która pomaga mu zachować zdrowie i zrelaksować sie. Ja wybrałam taniec , ale myślę że takie spacery to też cos bardzo ciekawego.