
Nieczęsto się zdarza, by było tak ciepło i słonecznie jak w ostatni weekend października. A szczególnie w Tatrach, gdzie o tej porze roku obfite opady śniegu to nic niezwykłego. Nie mogliśmy się oprzeć mając na uwadze, że wrzesień był w tym roku deszczowy i brzydki, a po niedzieli zapowiadano załamanie pogody. Szybka kombinacja, wolne w pracy i spontaniczny wyjazd na weekend. Cel - Słowackie Tatry Zachodnie.
Ogarnęliśmy nocleg w Habówce (dla właścicieli psów polecamy Prenájom Blatná), kilka minut jazdy samochodem od Zuberca i zaczęliśmy planować trasy na dwie całodziennie wycieczki. Przestudiowaliśmy dokładnie po raz kolejny najczęściej chyba czytaną ksiażkę w naszym domu: "Tatry Słowackie" Józefa Nyki i opracowaliśmy dwudniowy, nikczemny plan:). Będąc szczęśliwymi posiadaczami dwóch czworonogów i chcąc z nimi wędrować, polską stronę Tatr, niestety musimy omijać z wiadomych przyczyn. Swoją drogą fachowość, dokładność i rzetelność w książkach Pana Józefa, a do tego wręcz niemal poetyckie opisy tatrzańskich dróg robią wielke wrażenie i można czytać je godzinami. Planując wycieczki jak zawsze musieliśmy brać pod uwagę wiele czynników: ile mamy czasu i kiedy zrobi się ciemno, czy na szlakach nie występują trudności techniczne (żeby nie pozabijać się z psami i z dzieckiem:)), jaka będzie pogoda, czy będzie możliwość odpoczynku w schroniskach itd. Z naszego doświadczenia wiemy też, że czas przejścia z dzieckiem w nosidle zawsze jest dłuższy, niż czas przejścia standardowego turysty. W piątek (od razu po przyjeździe) postanowiliśmy wejść na grzebień Przedniego Salatyna (1798 m.n.p.m.), a następnego dnia na Smutną Przełęcz (1965 m.n.p.m.). W niedzielę (niestety) pakowanie manatków i powrót do rzeczywistości.